czwartek, 7 września 2017

Etape 3: Granville – Angers



4. lipca 2016

Mimo iż dzisiejszy etap był dość długi i ciekawy był tylko finiszu (tak, wygrał mój ulubiony Cavendish),to czas minął mi w miarę szybko. Może dlatego, że myślami byłam zupełnie gdzieś indziej.
Nie mogłam się uwolnić od krążącej w nieskończoność w mojej głowie wiadomości z wczoraj.
Dlaczego Marcel postanowił do mnie napisać?
Dlaczego chce rozmowy?
Chce wszystko wyjaśnić?
A może chce mnie jeszcze bardziej zranić?
Nie wierzę, że liczy na jakieś pogodzenie się...
A może jednak zrozumiał coś?
Może na prawdę mu na mnie zależało i nad... Nie! Žośka, stop!
Skrzywdził cię i naiwnie wykorzystał... Nie możesz tak teraz po jednej wiadomości zapominać o tym wszystkim i biec mu wybaczać! A nawet jeśli to nie tak łatwo.


Transport po etapie minął mi na słuchaniu zrzędzeń mojego brata... Kocham go, ale za to marudzenie kiedyś uduszę! Szkoda, że w autobusie średnio z innym wolnym miejscem.
Gdyby tylko mówił o swoich miejscach, ale nie, królowi Peterowi nie pasuje tyle rzeczy, że palców na obu dłoniach nie starczyłoby mi aby to wymienić.
Już mam wystarczająco kiepski nastrój, a słuchanie wywodów Sagana mi nie pomaga.
- Mógłbyś się wreszcie uciszyć? - spytałam w końcu - Nie jesteś zmęczony, albo coś?
- No ale Žofia, nie uważasz, że to jest niesprawiedliwe?
- Ja wiem, że straciłeś dzisiaj ten swój zielony kubraczek, ale nie musisz teraz zamęczać całego świata. Z resztą, zostało ci takie żółte wdzianko, chyba trochę ważniejsze co nie?
- Oj, czyżbyś ty też była nie w humorze?
- Po prostu słabo spałam i jakoś ten dzień jest dla mnie nie najłatwiejszy. - westchnęłam.
- Za dużo myślisz. I coś się stało. Dlatego jesteś rozkojarzona. - stwierdził - No opowiedz bratu wszystko.
- Chyba ten wyjazd to nie był najlepszy pomysł.
- Stwierdzasz to już po trzech dniach wyścigu i niecałym tygodniu z nami... Na prawdę musimy być mega nudni.
- To nie tak, po prostu mnie to chyba przerosło. Może nie byłam tak silna jak mi się wydawało. - stwierdziłam.
- Czyli to nie chodzi o nas tylko o pewnego blond Niemca? - spytał, choć znał odpowiedź - Mówiłem, że tak będzie, i że masz nie jechać i co? - przysunął się delikatnie i objął mnie ramieniem - Ale cieszę się, że tu jesteś, wiesz? Fajnie mieć tak przy sobie kogoś bliskiego.


Po kolacji chciałam udać się jak najszybciej do pokoju i spróbować zasnąć. Trochę zdziwiłam się, gdy pod drzwiami czekał Roman ze swoim bagażem.
- Co ty robisz? - spytałam zdezorientowana.
- Chcę się zamienić. - uśmiechnął się Kreuziger - Ty pójdziesz do Petera, a ja się sam wyśpię.
- To pewnie pomysł Sagana, co?
- Może trochę. Ale krążą plotki, że dostajesz pokoje z najwygodniejszymi łóżkami, więc taki układ mi bardzo odpowiada. - stwierdził - To co, przenosisz się?


Nieważne jak bardzo mój brat starał by się wypierać, że ta zamiana to nie jego sprawka ja i tak nie uwierzę. Za dobrze go znam.
- Ale zobacz. Roman przynajmniej się wyśpi, przecież wiesz jak ja potrafię czasem chrapać. - tłumaczył.
- Więc postanowiłeś skazać mnie na bezsenność?
- Dobra, to nie był najlepszy argument. - westchnął - Martwię się, okej? Widziałem jak się dzisiaj zadręczasz i nie chciałem zostawiać cię z tym samej. Może będziesz lepiej spała z myślą, że masz kogoś bliskiego obok siebie?
- Iście genialna myśl.
- No widzisz, jednak jestem cudownym bratem.
- I skromnym. - prychnęłam - A teraz idziemy już spać, bo jutro nie będziesz w stanie na rower wsiąść. Dobranoc. - zgasiłam lampkę przy moim łóżku i ułożyłam na boku.
_____________________________________________________

Oh, jak będę tak raz w miesiącu dodawała rozdział to chyba nic dobrego z tego nie wyjdzie XDD
Cieszę się, że wreszcie jestem. 
Planowałam rozdział gdzieś indziej, ale wena postanowiła ze mnie zażartować i jestem tu! :D
Mam nadzieję, że choć trochę się podoba ;)


wtorek, 1 sierpnia 2017

Etape 2: Saint-Lô -Cherbourg-en-Cotentin

3. lipca 2016

Leniwie czekałam na rozpoczęcie drugiego etapu Wielkiej Pętli. Chyba byłam tu jedyną osobą, która przed startem lekko się nudziła. Mechanicy dopieszczali sprzęt, a w autobusach ekip trwały narady dotyczące dzisiejszego etapu.
Niby wszystko wiadomo... Etap dla nie najtrudniejszy, jednak też nie dla typowych sprinterów. Ale jednak trzeba dokładnie zapamiętać trasę, znaleźć jakieś pułapki, przeanalizować warunki pogodowe, dopracować taktykę.
Nic nie można oddać przypadkowi.
Tradycyjnie życzyłam chłopakom z ekipy Tinkoff szczęścia i zasadziłam bratu tradycyjnego kopniaka na szczęście.
Potem już udałam się do naszego autokaru, który wyruszał szybciej niż zawodnicy i stamtąd mogłam śledzić transmisję i relacjonować to czego nie widać na portalach społecznościowych.

Po dość nudnym i deszczowym początku gdy ucieczka zdobyła bardzo szybko 5 minut przewagi do 60 kilometra nie działo się nic specjalnego. Niestety w tym momencie nasz lider Alberto Contador brał udział w kraksie. Drugiej już w tym wyścigu, upadając na to samo ramię. Wszyscy byliśmy zaniepokojeni jego stanem. Szybko udało się dowiedzieć, że mimo iż znów jest poturbowany do mety powinien dotrzeć.
Przewaga ucieczki utrzymywała się długo jednak mocna praca ekip w peletonie zaczęła coraz szybciej ją niwelować. Na podjazdach uciekinierzy zaczęli słabnąć i do najtrudniejszego na tym etapie podjazdu dotrwał tylko jeden z nich, Jasper Stuyven. Jednak i on musiał uznać w końcu wyższość rozpędzonego peletonu.
Na ostatniej prostej rozegrała się decydująca walka o etapowe zwycięstwo, w której najmądrzej zachował się, ku uciesze całej ekipy Tinkoff, mój brat. Inteligentnie wyczekał atak młodego francuza  Alaphilippe'a i mógł triumfować. Jak dobrze, że dotarliśmy na metę dużo wcześniej. Czym prędzej wybiegłam z autokaru by dotrzeć do Petera.

- Brawo braciszku! - udało mi się w końcu "dopchać" do Sagana. - Genialnie rozegrałeś ten finisz. - uśmiechnęłam się i klepnęłam delikatnie ciągle zmęczonego i stabilizującego oddech kolarza.
- Mamy lidera, 8 sekund przewagi. - usłyszałam jak obok mnie krzyknął jeden z fizjoterapeutów.
- No to tym bardziej jestem dumna.
- Dzięki Žoska. - uśmiechnął się lekko.
- Tylko za szybko nie spadnij na drugie miejsce. - szepnęłam tym razem na ucho przytulając go.
Po prostu nie mogłam sobie odpuścić tej uszczypliwości.


Gdy już porwali mojego brata na ceremonie starałam się znaleźć sobie dobre miejsce aby wszystko obserwować. W końcu ten jakże utalentowany człowiek pojawi się na podium trzy razy, bo już przed zakończeniem etapu okazało się, ze zacznie przewodzić w swojej ulubionej klasyfikacji punktowej... Żartowałyśmy ostatnio z Katariną*, że tym razem mógłby sobie ją oszczędzić... Przecież 4 zielone koszulki** w domu wystarczą.
Nie było mi dane obserwować wręczania koszulek samemu, bo obok mnie pojawił się Roman Kreuziger.
- Wydaję mi się, że właśnie cię ratuję. - powiedział stając obok mnie.
Zdziwiłam się lekko słysząc te słowa.
- To znaczy?
- Kittel cię zauważył...
Kiedyś to się musiało wydarzyć... Nie miałam szans być niewidoczną przez trzy tygodnie. Jednak gdzieś miałam nadzieję, że jednak stanie się to później... I że słowa, które właśnie usłyszałam tak we mnie nie uderzą.
- Gdy zsiadł z roweru wyglądał jakby zobaczył ducha i chyba miał ochotę tu podejść, jednak ktoś z ekipy go zatrzymał, a potem chyba ja lekko pokrzyżowałem mu plany.
Westchnęłam próbując przetrawić wszystko.
- Dzięki. - powiedziałam tylko.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się nawet na mnie nie patrząc - Wszyscy wiemy jak jest i mam nadzieję, że bardziej pomogłem niż zaszkodziłem.


Po udaniu się do hotelu aby się nie nudzić pomogłam chłopakom z naszej obsługi zanosić materace do pokoi kolarzy... Każde zajęcie jest przecież dobre, żeby nie myśleć no nie?
Wieczorem wszyscy usiedliśmy do wspólnej kolacji i wypiliśmy po lampce szampana za dzisiejszy sukces.
Gdy w końcu znalazłam się w moim dzisiejszym pokoju w mojej głowie pojawiła się masa myśli.
Tony musiał nie wygadać nic Marcelowi o naszym wczorajszym spotkaniu skoro ten miał być zdziwiony na mój widok.
To zdziwienie mogę zrozumieć... Ale po co chciał do mnie podejść? Co by powiedział? A może po prostu minął by mnie bez słowa, a Roman źle odczytał jego intencje. Może jednak to nie na mój widok tak zbladł... Z drugiej strony po co ja się tym wszystkim przejmuję. To on ze mnie zrezygnował i powinnam już dawno się z tym pogodzić zapomnieć... Może decyzja o uczestnictwie w Tourze nie była najlepsza. Powinnam odpuścić tę "wyprawę". A tak będę się zadręczać.. Mając dodatkowo Kittela tak blisko...
Odwróciłam się na drugi bok, by spróbować już zasnąć. Jednak o tym, że ta noc na pewno będzie bezsenna zdecydował sms, który dotarł na mój telefon po chwili...

Wiem, że pewnie nie
powiesz tego samego
o mnie, ale miło było 
Cię w końcu zobaczyć. 
Bardzo chciałbym
porozmawiać Sofie...

_______________________________________________

Jest i rozdział drugi ;)

Chcę Was bardzo przeprosić za moją nieobecność, brak rozdziałów i nie komentowanie na bieżąco u Was. Lipiec był dla mnie trochę męczący... Miałam początkowo pojawić się zaraz po Jarocin Festiwal jednak no nie wyszło xd
Przepraszam! 

Mam nadzieję, że jednak rozdział się spodobał ;)
Czekam na opinię :D
Pozdrawiam ♥

Podobny obraz


* Katarina Smolkova - żona Petera Sagana
** Zielona koszulka - koszulka dla lidera klasyfikacji punktowej, za punkty zdobywanie na lotnych premiach i metach etapów

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Etape 1: Mont-Saint-Michel – Utah Beach

2. lipca 2016

Od rana trwało wielkie oczekiwanie na start. Członkowie ekip dbali o dopieszczenie sprzętu. Kolarze w skupieniu czekali na start 103 edycji Wielkiej Pętli. Ci mniej doświadczeni nie zawsze potrafili ukryć tremę przed udziałem w wyścigu, a "wyjadacze" spokojniej odliczali czas do startu rozgrzewając się powoli.
Również byłam ciut zdenerwowana, ale jednak szczęśliwa, że pierwszy raz w całości zobaczę tę imprezę od środka, a nie tylko pojedyncze etapy.
Siedziałam w autobusie drużyny Tinkoff starając się nikomu nie przeszkadzać. Zostało mi zaproponowane by pomóc w prowadzeniu relacji z wyścigu na portalach społecznościowych ekipy, co przyjęłam z entuzjazmem. Przynajmniej coś robię nikt mi nie zarzuci, że załapałam się na darmową wycieczkę dzięki bratu.
Na moje nieszczęście odkąd tylko pojawiliśmy się w Normandii nasza ekipa lokowała się niedaleko zespołu Etixx-Quick Step. Po prostu pięknie. Na szczęście Peter zauważył, że nie jest mi za bardzo na rękę możliwość spotykania z Marcelem sam na sam więc wszędzie poruszałam się z kimś. Najczęściej był to właśnie mój brat lub moi ulubieńcy Maciek i Rafał*.
Nie oznacza to, że do tej pory Marcela nie spotkałam. Jednak udało się to zrobić tak bym to ja pozostała niezauważona przez Kittela.

- Przyszliśmy po kopniaka na szczęście. - na chwilę przed czasem, w którym mieli ustawić się na starcie w busie pojawili się Sagan i dwaj Polacy.
- No to dalej, ustawiać się po kolei. - zaśmiałam się.
- Tylko nie za mocno, dobra? - poprosił mój brat.
- Ty dostaniesz najmocniej. - wywaliłam na niego język - Postarać mi się tam ładnie po proszę.
- Zrobimy co w naszej mocy. - mrugnął Rafał.


W końcu nadszedł wyczekiwany przez wszystkich moment. Praktycznie od początku ukształtowała się pierwsza ucieczka. Najpierw oderwali się Barta, Voss i Howard, a po chwili dołączyli do nich Delaplace i Howes.
Obserwowałam wszystko na ekranie znajdującym się w busie drużyny co jakiś czas również słysząc komunikaty przekazywane przez radio.
Będąc praktycznie częścią wydarzeń czas mijał zdecydowanie szybciej niż oglądając relację telewizyjną. Zanim się obejrzałam już ucieczka a później peleton miał za sobą pierwszą premię górską. Nie jakoś wyjątkowo trudną, ale zawsze.
Tak jak wydawałoby się szybko ucieczka zdobyła przewagę ponad 4 minut tak szybko zaczęła ją tracić na około 100 kilometrów przed metą.
Bardzo mocno na czele peletonu pracowała ekipa Etixxu. Co nie dziwne, przecież dzisiaj sprint czyli etap idealny dla Marcela. Zdziwiło by mnie gdyby skończył go daleko od najwyższego miejsca.
Niepokój w naszej ekipie pojawił się na 75 km przed metą. W peletonie doszło do kraksy, w której ucierpiał Alberto**. Wszyscy byliśmy mocno zaniepokojeni stanem naszego lidera. Jednak po konsultacjach z lekarzem wyścigu szybko paru kolegów doprowadziło go z powrotem do peletonu.
Przed definitywnym zakończeniem ucieczki udało się jeszcze Howardowi wygrać lotną premię. Jednak grupa zasadnicza była już coraz bliżej. Najdłużej walczyli Howes i Delaplace. Jednak na 4,5 kilometra przed metą zostali połknięci przez kształtujące się pociągi.
Początkowo najmocniej deptały drużyny Lotto Soudal i LottoNL - Jumbo wraz z zawodnikami Katushy, lecz wkrótce ustąpiły miejsca kolarzom Dimension Data i Etixx-Quick Step.
Skupienie sprinterów mogła zakłócić kraksa do której doprowadziła ekipa Katushy. Z niepokojem patrzyłam czy nie ucierpiał w niej mój brat, który również walczył o zwycięstwo na dzisiejszym etapie... No i może nie tylko on.
Na szczęście szybko okazało się, że nic mu się nie stało i ukończył etap na trzeciej pozycji. Zwycięzcą i pierwszym liderem został natomiast mój absolutnie ulubiony Mark Cavendish. Zaraz za nim, a tuż przed Peterem zafiniszował Kittel.


Jako, że autokary pojawiają się zdecydowanie szybciej na metach mogłabym obejrzeć ceremonię dekoracji, jednak coś mnie powstrzymywało i kazało się nie wychylać.
Mój brat oczywiście nie skierował sie od razu do autokaru tylko przepadł bez wieści więc wyszłam w poszukiwaniu go by pogratulować mu wyniku. Powiedziano mi, gdzie znajdę Sagana i jak najszybciej starałam się do niego dotrzeć... Oczywiście nie patrzyłam przed siebie i musiałam zahaczyć o kogoś. Początkowo widząc strój należący do grupy Etixx przestraszyłam się... Chociaż może w głębi miałam nadzieję, że to będzie On. Jednak okazało się, że wpadłam na Tony'ego Martina.
- Sofie, ty tutaj? - spytał zdziwiony.
A jednak w peletonie łatwiej zachować swój pobyt w sekrecie niż myślałam.
- Žofia, nie Sofie. - poprawiłam go.
- No tak, tylko jedna osoba mogła tak cię nazywać. - zaczął - Nie spodziewałem się zobaczyć Cię tu .
- Niespodzianka. - odpowiedziałam - Przepraszam, ale bardzo się spieszę.
Minęłam szybko Niemca. No to teraz nie ma szans, żeby mój pobyt na Wielkiej Pętli ukrył się przed Marcelem.
Ale może za bardzo się przejmuję. Przecież jego i tak na pewno to nie obejdzie skoro nie byłam dla niego aż tak ważna.

Dlaczego nie możesz o nim zapomnieć Zośka? Przecież miałaś być dzielna.
__________________________________________________

Mamy pierwszy rozdział. 
Rozdział, który miałam napisać i opublikować 1 lipca, czyli w dniu rozpoczęcia tegorocznego Tour de France.
Jednak skoro już udało mi się to zrobić dzisiaj to po co czekać?
Czekam na wasze opinie... Jeśli są rzeczy nie do końca zrozumiałe dla osób nie interesujących się kolarstwem lub w ogóle nie zrozumiałe to pytajcie. Odpowiedzi zamieszczać będę albo pod kolejnym rozdziałem albo pod komentarzami.
No więc... mam nadzieję, że "pierwszy etap" się spodobał. Biorąc pod uwagę, ze nie lubię pisać początkowych rozdziałów to chyba nie jest to najgorsze wprowadzenie. 
I mam nadzieję, że nie narobiłam błędów XDDD
Pozdrawiam ❤️

Mark Cavendish


*Maciej Bodnar i Rafał Majka
** Alberto Contador 


EDIT. Wiem, że opisy etapów mogą być trudne do zrozumienia. W pewnym momencie skrócę je, ale poczekajmy z tym aż akcja bardziej się rozwinie ;)

czwartek, 27 kwietnia 2017

Prologue

(...)

Hej mała! Wpadniesz na 
jakiś etap TdP? Daleko
nie masz :P Chciałbym Cię
zobaczyć ;)
28.07.2015 17:24

(...)

                Dziękuję za wczoraj, Marcelu.
                Do zobaczenia niedługo!
                10.08.2015 9:57

Jesteś cudowna! Już
za tobą tęsknie! 
10.08.2015 10:04

(...)

                 Bardzo się smucisz, że nie 
                 możesz jechać na MŚ? 
                 Pamiętaj, że dla mnie i tak
                 jesteś mistrzem! ♥
                 15.09.2015 16:33


Dzięki.
15.09.2015 23:38

(...)

                 Marcelu, dlaczego się nie 
                 odzywasz? 
                 19.10.2015 14:02

                 Stało się coś? 
                 19.10.2015 16:46

(...)

              Wyjaśnisz mi co oznacza to
              zdjęcie z Tess? 
              02.11.2015 16:06

Przepraszam. To koniec.
Tess wróciła. 
02.11.2015 19.55

                Dupek. Skończony dupek.
                2.11.2015 19:57


Po raz kolejny przeglądałam SMSy, które wymieniłam podczas kilku miesięcy ubiegłego roku.
Po raz kolejny zastanawiałam się jak mogłam być tak naiwna. Godziłam się na kontakty telefoniczne, internetowe i sporadyczne spotkania. Naiwnie wierzyłam, że nie możemy się widywać, bo treningi, wyścigi. Wierzyłam, bo doskonale znałam taką sytuację, dzięki mojemu bratu, który przecież również jest kolarzem.
Nie zauważyłam, kiedy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Kiedy wymówki zaczęły pojawiać się coraz częściej, a Marcel zaczynał być coraz bardziej oschły.
Ale w końcu zdarzyło się to co podejrzewała moje kuzynka Agneška. Pojawiła się inna, a konkretnie była Kittela, Tess von Piekartz.
Przyjęłam wszystko do wiadomości, jednak cierpiałam. To było pierwsze tak silne uczucie z mojej strony... I zbyt silne rozczarowanie. Nawet teraz... Mimo, że skutecznie kryłam się, głownie przed Peterem, to jednak czasem wszystko wracało i bolało tak samo mocno.
I jeszcze wpadłam na pomysł, który pewnie pogorszy sprawę.

Kolejne moje użalanie się nad sobą przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Znowu zapomniałam się zakluczyć...
- Sagan! Brat przyjechał, mam nadzieję, że się cieszysz. - no tak, powinnam zapamiętać, że Peter Sagan zawsze wchodzi bez pukania.
- Jasne, że się cieszę Sagan! - krzyknęłam i rzuciłam się na brata, gdy tylko pojawił się w pokoju zaaranżowanym na salonik - Ale jednak może nauczysz się używać dzwonka, no chociaż pukać?
- Może kiedyś? - zaśmiał się - Masz zaczerwienione oczy. Znowu płakałaś? Znowu przez niego?- spytał, gdy odsunął mnie lekko od siebie.
- Daj spokój, oglądałam film... Mega wzruszający. - próbowałam być przekonująca.
- Niech będzie, że wierzę. - westchnął - Mam dla ciebie nowinę. - usiadł wygodnie w fotelu.
- Czyżby Oleg wreszcie przemyślał moją prośbę? - spytałam siadając z powrotem na kanapie.
- Tak. - zauważyłam, że natychmiast stracił humor - Zgodził się. Tylko, dlatego, że przypadłaś mu do gustu, i że to ostatni sezon naszej drużyny.
- Widzisz... Mówiłam, że da się go przekonać. Jesteś najlepszym bratem na świecie. - wysłałam mu całusa w powietrzu.
- To już słyszałem. - mruknął - Wiesz, że ten pomysł nadal mi się nie podoba?
- Przecież nie mamy jeszcze pewności, że Marcel będzie startował... Z resztą i tak nie mam zamiaru się nim przejmować. - próbowałam przekonywać brata, a nie udawało mi się z sobą.
- Wiem, że jesteś dzielną dziewczynką. - uśmiechnął się delikatnie - Ale ja jestem twoim bratem i się po prostu martwię. Nadal mam też ochotę stłuc Kittela za to co ci zrobił.
- To nie jest rozwiązanie. Umówmy się, że będę próbowała go unikać.

Szkoda, że to nie takie proste.

__________________________________________________

Witam! Mam nadzieję, że pomysł z jakim przychodzę przypadnie Wam do gustu. 
Ja po prologu jestem bardzo zadowolona! :D
Czekam na Wasze opinie ;)
Pozdrawiam ♥