poniedziałek, 26 czerwca 2017

Etape 1: Mont-Saint-Michel – Utah Beach

2. lipca 2016

Od rana trwało wielkie oczekiwanie na start. Członkowie ekip dbali o dopieszczenie sprzętu. Kolarze w skupieniu czekali na start 103 edycji Wielkiej Pętli. Ci mniej doświadczeni nie zawsze potrafili ukryć tremę przed udziałem w wyścigu, a "wyjadacze" spokojniej odliczali czas do startu rozgrzewając się powoli.
Również byłam ciut zdenerwowana, ale jednak szczęśliwa, że pierwszy raz w całości zobaczę tę imprezę od środka, a nie tylko pojedyncze etapy.
Siedziałam w autobusie drużyny Tinkoff starając się nikomu nie przeszkadzać. Zostało mi zaproponowane by pomóc w prowadzeniu relacji z wyścigu na portalach społecznościowych ekipy, co przyjęłam z entuzjazmem. Przynajmniej coś robię nikt mi nie zarzuci, że załapałam się na darmową wycieczkę dzięki bratu.
Na moje nieszczęście odkąd tylko pojawiliśmy się w Normandii nasza ekipa lokowała się niedaleko zespołu Etixx-Quick Step. Po prostu pięknie. Na szczęście Peter zauważył, że nie jest mi za bardzo na rękę możliwość spotykania z Marcelem sam na sam więc wszędzie poruszałam się z kimś. Najczęściej był to właśnie mój brat lub moi ulubieńcy Maciek i Rafał*.
Nie oznacza to, że do tej pory Marcela nie spotkałam. Jednak udało się to zrobić tak bym to ja pozostała niezauważona przez Kittela.

- Przyszliśmy po kopniaka na szczęście. - na chwilę przed czasem, w którym mieli ustawić się na starcie w busie pojawili się Sagan i dwaj Polacy.
- No to dalej, ustawiać się po kolei. - zaśmiałam się.
- Tylko nie za mocno, dobra? - poprosił mój brat.
- Ty dostaniesz najmocniej. - wywaliłam na niego język - Postarać mi się tam ładnie po proszę.
- Zrobimy co w naszej mocy. - mrugnął Rafał.


W końcu nadszedł wyczekiwany przez wszystkich moment. Praktycznie od początku ukształtowała się pierwsza ucieczka. Najpierw oderwali się Barta, Voss i Howard, a po chwili dołączyli do nich Delaplace i Howes.
Obserwowałam wszystko na ekranie znajdującym się w busie drużyny co jakiś czas również słysząc komunikaty przekazywane przez radio.
Będąc praktycznie częścią wydarzeń czas mijał zdecydowanie szybciej niż oglądając relację telewizyjną. Zanim się obejrzałam już ucieczka a później peleton miał za sobą pierwszą premię górską. Nie jakoś wyjątkowo trudną, ale zawsze.
Tak jak wydawałoby się szybko ucieczka zdobyła przewagę ponad 4 minut tak szybko zaczęła ją tracić na około 100 kilometrów przed metą.
Bardzo mocno na czele peletonu pracowała ekipa Etixxu. Co nie dziwne, przecież dzisiaj sprint czyli etap idealny dla Marcela. Zdziwiło by mnie gdyby skończył go daleko od najwyższego miejsca.
Niepokój w naszej ekipie pojawił się na 75 km przed metą. W peletonie doszło do kraksy, w której ucierpiał Alberto**. Wszyscy byliśmy mocno zaniepokojeni stanem naszego lidera. Jednak po konsultacjach z lekarzem wyścigu szybko paru kolegów doprowadziło go z powrotem do peletonu.
Przed definitywnym zakończeniem ucieczki udało się jeszcze Howardowi wygrać lotną premię. Jednak grupa zasadnicza była już coraz bliżej. Najdłużej walczyli Howes i Delaplace. Jednak na 4,5 kilometra przed metą zostali połknięci przez kształtujące się pociągi.
Początkowo najmocniej deptały drużyny Lotto Soudal i LottoNL - Jumbo wraz z zawodnikami Katushy, lecz wkrótce ustąpiły miejsca kolarzom Dimension Data i Etixx-Quick Step.
Skupienie sprinterów mogła zakłócić kraksa do której doprowadziła ekipa Katushy. Z niepokojem patrzyłam czy nie ucierpiał w niej mój brat, który również walczył o zwycięstwo na dzisiejszym etapie... No i może nie tylko on.
Na szczęście szybko okazało się, że nic mu się nie stało i ukończył etap na trzeciej pozycji. Zwycięzcą i pierwszym liderem został natomiast mój absolutnie ulubiony Mark Cavendish. Zaraz za nim, a tuż przed Peterem zafiniszował Kittel.


Jako, że autokary pojawiają się zdecydowanie szybciej na metach mogłabym obejrzeć ceremonię dekoracji, jednak coś mnie powstrzymywało i kazało się nie wychylać.
Mój brat oczywiście nie skierował sie od razu do autokaru tylko przepadł bez wieści więc wyszłam w poszukiwaniu go by pogratulować mu wyniku. Powiedziano mi, gdzie znajdę Sagana i jak najszybciej starałam się do niego dotrzeć... Oczywiście nie patrzyłam przed siebie i musiałam zahaczyć o kogoś. Początkowo widząc strój należący do grupy Etixx przestraszyłam się... Chociaż może w głębi miałam nadzieję, że to będzie On. Jednak okazało się, że wpadłam na Tony'ego Martina.
- Sofie, ty tutaj? - spytał zdziwiony.
A jednak w peletonie łatwiej zachować swój pobyt w sekrecie niż myślałam.
- Žofia, nie Sofie. - poprawiłam go.
- No tak, tylko jedna osoba mogła tak cię nazywać. - zaczął - Nie spodziewałem się zobaczyć Cię tu .
- Niespodzianka. - odpowiedziałam - Przepraszam, ale bardzo się spieszę.
Minęłam szybko Niemca. No to teraz nie ma szans, żeby mój pobyt na Wielkiej Pętli ukrył się przed Marcelem.
Ale może za bardzo się przejmuję. Przecież jego i tak na pewno to nie obejdzie skoro nie byłam dla niego aż tak ważna.

Dlaczego nie możesz o nim zapomnieć Zośka? Przecież miałaś być dzielna.
__________________________________________________

Mamy pierwszy rozdział. 
Rozdział, który miałam napisać i opublikować 1 lipca, czyli w dniu rozpoczęcia tegorocznego Tour de France.
Jednak skoro już udało mi się to zrobić dzisiaj to po co czekać?
Czekam na wasze opinie... Jeśli są rzeczy nie do końca zrozumiałe dla osób nie interesujących się kolarstwem lub w ogóle nie zrozumiałe to pytajcie. Odpowiedzi zamieszczać będę albo pod kolejnym rozdziałem albo pod komentarzami.
No więc... mam nadzieję, że "pierwszy etap" się spodobał. Biorąc pod uwagę, ze nie lubię pisać początkowych rozdziałów to chyba nie jest to najgorsze wprowadzenie. 
I mam nadzieję, że nie narobiłam błędów XDDD
Pozdrawiam ❤️

Mark Cavendish


*Maciej Bodnar i Rafał Majka
** Alberto Contador 


EDIT. Wiem, że opisy etapów mogą być trudne do zrozumienia. W pewnym momencie skrócę je, ale poczekajmy z tym aż akcja bardziej się rozwinie ;)